Jak Wietnamczycy (i nie tylko) świętują Nowy Rok Księżycowy?

Tết Nguyên Đán (Pierwszy Dzień Kalendarza Księżycowego) już wkrótce, więc zaplanujcie sobie wyjazd poza Hanoi, bo tu nic nie zobaczycie, wszystko będzie zamknięte. A jeśli zostajecie – zróbcie zapasy na przynajmniej 5 dni, bo – tak, dobrze zgadujecie: wszystko będzie zamknięte!” – to słowa Pani Hanh, czyli po polsku “Szczęście”. Lektorka odpowiedzialna za zagranicznych studentów na Uniwersytecie Hanoi pożegnała tak moją grupę na zakończenie zajęć pewnego pięknego, lutowego dnia dziesięć lat temu. Myśleliśmy, że przesadza - w końcu w mieście, liczącym 8 milionów mieszkańców coś musi być chyba otwarte, prawda?


Hanoi w pierwszych dniach Wietnamskiego Nowego Roku

Na szczęście grupa znajomych przekonała mnie do wyjazdu ze stolicy Wietnamu na całe dwa tygodnie ferii związanych z Wietnamskim Nowym Rokiem. Ci, którzy zostali wtedy w Hanoi, relacjonowali nam swoje próby zjedzenia czegokolwiek w przydrożnych knajpkach.

Legendarny w stolicy rosół pho stał się nagle nieosiągalny...

Dwugodzinna jazda ulicami miasta, zazwyczaj zatłoczonymi i przepełnionymi zapachami świeżo przygotowywanych, ulicznych potraw, nie przyniosła żadnych efektów. W tym okresie nie można było znaleźć  jakiejkolwiek otwartej knajpki – nie tylko z phở, ale z czymkolwiek! Jedynym zapachem, który unosił się w powietrzu był aromat perfum, pozostawiany przez pojawiających się tu i ówdzie, ubranych odświętnie Wietnamczyków, jadących na skuterach w odwiedziny.

Miasto było kompletnie wyludnione! Nawet wszechobecny zimą, gęsty hanojski smog wziął urlop ;)

Nie był to jednak efekt żadnego kataklizmu. Tak wtedy wyglądała tysiącletnia stolica Wietnamu w pierwszych dniach Wietnamskiego Nowego Roku. 

Tet w Hanoi

Noworoczne zwyczaje w północnym Wietnamie

Koperty na szczęśliwe pieniądze - lucky money
Wróć do mojego domu...

Mając w pamięci powyższe historie, w kolejnym roku, gdy tylko przyjaciółka zaproponowała mi spędzenie Nowego Roku z jej rodziną na wsi pod Hanoi, zgodziłem się bez wahania.

I tam zostałem rzucony – a raczej sam z chęcią wskoczyłem – w bardzo głębokie wody morza wietnamskich zwyczajów, norm społecznych i wierzeń.

„Wróć do mojego domu” – tymi właśnie słowami przyjaciółka dała mi znać, że jeśli nie mam jeszcze planów na Tết, to mogę ten czas spędzić z jej rodziną. Na moje pytanie, jak mogę gdzieś wrócić, skoro jeszcze nigdy tam nie byłem, odpowiedziała, że Wietnamczycy zawsze w odniesieniu do swojego domu używają słowa „wrócić”, jeśli zapraszają kogoś, aby razem z nimi pojechał do ich domu.

Gdy już dotarliśmy na dziedziniec posiadłości jej rodziców, zostałem poinstruowany, żeby przywitać się ze wszystkimi domownikami, zaczynając od najstarszych, a kończąc na najmłodszych. I tak witałem się kolejno: z dziadkami, rodzicami, wujami, ciotkami, buddyjskim mnichem (znajomym przyjaciółki, który widząc ją, przejeżdżającą na skuterze przed pagodą, w której urzęduje, stwierdził, że wpadnie w odwiedziny), młodszymi wujami i ciotkami, siostrzeńcami, bratankami i wszystkimi obecnymi sąsiadami.

W czasie witania się z dziećmi, obowiązkowym obrzędem było wręczenie każdemu z nich małej, czerwonej koperty ze „szczęśliwymi pieniędzmi” – małymi kwotami, dawniej mniej więcej w przedziale 10-20 tysięcy dongów (ok. 1,5-3 PLN), obecnie od 50 tysięcy (7,5 PLN) wzwyż, mającymi symbolizować i zapewniać obdarowanemu dobrobyt.

Cześć prababciu!

„Przywitaj się z prababcią” – takie polecenie wydała mi następnie mama przyjaciółki, po czym wręczyła mi do ręki zapalone kadzidełko i ustawiła przed ołtarzem przodków na poddaszu domu.

Prawdopodobnie po wyrazie mojej twarzy w tamtym momencie, mama zrozumiała, że zagraniczny kolega jej córki potrzebuje pośrednika do przeprowadzenia rozmów z duchami...

Natychmiast zapaliła drugie kadzidełko, kazała mi stanąć za sobą i sama zaczęła z prababcią rozmawiać, przedstawiając duchowi nieboszczki moje imię, nazwisko (A zi an Za got ki), „wieś rodzinną” (Pos nan) oraz ówczesne miejsce zamieszkania – tutaj już poradziła sobie wyśmienicie. Następnie wykonaliśmy trzy niewielkie ukłony, wbiliśmy kadzidełka w piasek kadzielnicy i oficjalnie mogłem już przebywać w ich domu jako gość wszystkich pokoleń ich rodu!

W czasie mojego trzydniowego pobytu okazało się, że ceremonia powitania wszystkich osób, obecnych w domu w momencie mojego przybycia była niesłychanie pomocna. Za każdym razem, gdy siadaliśmy do posiłku, obowiązkiem osób młodszych było zaproszenie do jedzenia – czy też „zażywania posiłku”, jak to poetycko określają Wietnamczycy z północy kraju – każdego z domowników z osobna. Tak więc przy piątym z kolei posiłku, recytowałem już z pamięci: “Zapraszam dziadka, babcię, tatę, mamę, mnicha, wujka, ciotkę” itd.

Miałem całkiem spore szczęście, że zapamiętałem imiona kuzyna i kuzynki mojej przyjaciółki. Jak okazało się pierwszego wieczora – mimo, iż jej rodzice mieszkali w bardzo przestronnej, wiejskiej posiadłości, to z racji tego, iż mieli w domu trzy niezamężne córki, nie mogłem spędzić tam nocy. Jak to powiedział ojciec – „co by ludzie pomyśleli?”. Na noc zostałem więc ulokowany w domu wujka – ojca wspomnianego kuzynostwa znajomej. I tutaj pojawił się kolejny problem: Ponieważ kuzynka również była niezamężna, to podczas pobytu w jej domu niespokrewnionego z nią gościa, musiała spać z matką. A ja, ku swojemu zdziwieniu, musiałem spać w jednym łóżku z kuzynem przyjaciółki. Nie tak sobie ten wyjazd wyobrażałem!

Adrian - znawca wietnamskich światów i zaświatów
Przygotowania do Tet
Tajemnicza przybudówka

Trzeci z rzędu Wietnamski Nowy Rok spędziłem u swoich przybranych rodziców w Hải Phòng na północnym wybrzeżu kraju.

Tym razem obyło się bez niespodzianek w kwestiach noclegowych, za to częstotliwość spotkań z duchami przodków wzrosła kilkukrotnie.

Pierwszego dnia po dotarciu do domu rodziców, a był to przedostatni dzień starego roku, zapowiedzieli oni, iż nazajutrz będziemy zapraszać przodków na święta. Moją pierwszą reakcją było sięgnięcie po telefon – myślałem, że chodzi o dzwonienie po kolei do wszystkich mieszkających w pobliżu krewnych. Domownicy uśmiechnęli się lekko i kazali mi poczekać do wieczora dnia następnego, obiecując jednocześnie, że wtedy zrozumiem, o co im chodziło.

Jak prosili, tak zrobiłem. Następnego dnia, około 18:00 została mi wręczona duża, okrągła taca, pełna najlepszych potraw, ugotowanych przez matkę.

Byłem przekonany, iż jest to porcja jedzenia, przeznaczona na kolację dla całej rodziny – jak bardzo się myliłem!

Starszy brat, również niosąc tacę jedzenia, poprowadził mnie schodami na dach domu, gdzie znajdowała się niewielka przybudówka. Po otwarciu jej drzwi momentalnie zrozumiałem, co niosłem wtedy w rękach – dary dla dawno nieżyjących już przodków!

We wnętrzu przybudówki znajdował się ołtarz, na którym prócz kadzielnic, owoców, fałszywych pieniędzy o nominałach sięgających 1 miliona dolarów czy też alkoholu i papierosów, znajdowało się zdjęcie nieżyjącej już od ponad dziesięciu lat babci.

Goście z zaświatów

Gdy ustawiliśmy tace z darami przed ołtarzem, głowa domu rozpoczęła ceremonię przywołania z zaświatów duchów przodków, aby wspólnie z żyjącymi mogli świętować nadejście Nowego Roku. Po tym, jak zostali już oni przyzwani, trzeba było ich codziennie karmić dwa razy – raz około 6:00 rano, następnie około 18:00 wieczorem.

Jedzenie z ołtarza, po dopaleniu się kadzidełek, było następnie spożywane przez domowników, oczywiście po odprawieniu obowiązkowej ceremonii proszenia o możliwość zabrania z ołtarza jedzenia, kiedy przodkowie są już najedzeni.

Duchy, w zależności od wierzeń poszczególnych rodzin, przebywają między żyjącymi zazwyczaj przez 3, 5 lub 7 dni, po czym dziękuje się im za wizytę i podczas kolejnej już ceremonii odprawia w drogę powrotną na tamten świat. Ponownie przybędą do domu rodzinnego – tym razem już pojedynczo – w dniu rocznicy swojej śmierci, gdy domownicy przygotują dla nich ucztę, lecz to temat na osobny artykuł.

Ostatnią niespodzianką podczas obchodów Nowego Roku w tamtym czasie była dla mnie decyzja głowy rodziny, o tym, w jakiej kolejności po powrocie z pokazu fajerwerków będziemy wchodzić do domu. Okazało się, iż mój rok urodzenia – ognistego kota, nie współgrał z rokiem urodzenia najstarszego z mieszkańców, dlatego też mimo bycia „gościem honorowym”, bo pochodzącym z bardzo daleka, do domu mogłem wejść ostatni. Tak właśnie głowy wietnamskich rodzin zapewniają całej rodzinie dobrobyt, spokój i szczęście na cały rok.

Hanoi - ołtarz przodków

Noworoczne zwyczaje w Wietnamie Południowym

Świąteczne ciasto bánh tét
Więcej luzu, mniej duchów

Kolejny Nowy Rok – Metalowego Konia – zastał mnie już w obecnym miejscu zamieszkania, czyli Mieście Ho Chi Minha – Sajgonie. Była to dla mnie pierwsza okazja do przekonania się, jak bardzo tradycje i zwyczaje Wietnamczyków z północy kraju różnią się od tych praktykowanych na południu.

Po pierwsze i najważniejsze: okazało się, że większość moich tutejszych znajomych nie praktykuje karmienia duchów przodków przez kilka pierwszych dni roku.

Jedynie w noc „sylwestrową” wystawiają przed domem jeden stół z darami – pokarmem dla wszelkich duchów, krążących po okolicy, aby i one mogły świętować nadejście Tết Nguyên Đán.

Kolejną różnicą było bardzo odmienne podejście do problemu gotowania w czasie świąt. Na północy Wietnamu w pierwszych trzech dniach Nowego Roku, niezbywalną tradycją jest przyjmowanie gości w domu oraz odwiedzanie krewnych i znajomych. Z tego też powodu, gospodarze każdego domostwa wstają codziennie wcześnie rano i przygotowują bardzo duże ilości smacznego jedzenia, aby ugościć każdego odwiedzającego. Nieodłącznym daniem, serwowanym tutaj zawsze i o każdej porze jest bánh chưng – kwadratowe ciasto z kleistego ryżu z nadzieniem z pasty z fasoli mung oraz mięsa, gotowane w liściach bananowca, będące według legend symbolem ziemi.

Na południu z kolei podejście do kwestii świątecznych potraw jest dużo bardziej liberalne. Wielu moich znajomych z tej części kraju odwiedza przyjaciół i krewnych umiejętnie omijając godziny posiłków. Jedzą oni proste śniadanie czy też lunch w domu, po czym wpadają z wizytą do bliskich, piją z nimi piwo lub ryżowy alkohol, grają w karty lub wietnamskie kości i rozmawiają o pozytywnych rzeczach, gdyż podejmowanie nieprzyjemnych tematów może ściągnąć na rozmówcę pecha. W wielu domach, zamiast wspomnianego wcześniej bánh chưng, podaje się gościom bánh tét – ciasto, przyrządzone z podobnych składników, lecz mające podłużną, cylindryczną formę. 

Feliz Navidad!

Pierwsze obchody Nowego Roku, które spędziłem na południu kraju, zaskoczyły mnie również różnicami w świątecznych dekoracjach.

Na ulicach Sajgonu brakowało mi symbolu nadchodzącej wiosny, wszechobecnego na północy Wietnamu – gałązek z różowymi kwiatami moreli, kwitnącymi rokrocznie w tym właśnie okresie. Były one zastąpione żółtymi „kwiatami mai” – ochny drzewkowatej, symbolizującymi złoto i pieniądze, czyli ogółem dobrobyt.

Różniła i różni się nadal także muzyka puszczana w supermarketach i centrach handlowych. Na północy kraju w okresie poprzedzającym Tết odtwarzane są zazwyczaj trzy konkretne, legendarne wietnamskie piosenki noworoczne, o tak poetyckich tytułach jak: „Tết już nadszedł”, „Wiosna wróciła”, czy też „Śliczny motyl” oraz jedyna zagraniczna piosenka – „Happy New Year” Abby.  Na południu proporcja jest zgoła odmienna, ze znacznie większym udziałem amerykańskich przebojów, takich jak „Feliz Navidad”.

Obok tak wielu różnic, są też oczywiście podobieństwa. Pierwszym z nich jest szał zakupów, który ogarnia większość Wietnamczyków na około dwa tygodnie przed świętami. Supermarkety są wtedy zatłoczone, w kolejkach stoi się długo, a w czasie robienia zakupów trzeba mieć oczy dookoła głowy. Nigdy nie wiadomo, skąd wyłoni się nagle wypełniony po brzegi wózek sklepowy, kierowany przez zapatrzoną w listę zakupów gospodynię domową.

Ochna drzewkowata - noworoczne drzewko w Sajgonie
Odświętne stroje i pieniądze na szczęście, czyli Tet w całej okazałości
Przezorny zawsze dobrze ubrany

W okresie noworocznym prawdziwy szturm odnotowują w Wietnamie sklepy z ubraniami – dawniej, z racji niedużej swobody finansowej Wietnamczycy oszczędzali pieniądze, aby na koniec roku zaopatrzyć się w nowe odzienie i wejść w Nowy Rok nie tylko z nowymi nadziejami, marzeniami i aspiracjami, lecz także ubraniami.

Ten zwyczaj jest również związany z innym, bardzo wietnamskim sposobem zapewniania sobie powodzenia w interesach, widocznym zwłaszcza, gdy prowadzi się tutaj firmę. W ostatnich dwóch tygodniach roku staram się trzymać telefon jak najczęściej podłączony do ładowarki, ponieważ liczba połączeń przychodzących jest tak wielka, że bateria rozładowuje się w błyskawicznym tempie. To moi partnerzy biznesowi proszą o płatności z góry za wszelkie usługi, nawet te, które będą wykonane w czerwcu roku następującego! W ten właśnie sposób Wietnamczycy nie dość, że zapewniają sobie finansowanie świątecznych rozrywek, to jeszcze upewniają się, że na początku nowego roku nie będą musieli upominać się o spłatę jakichkolwiek należności.

Wynika to z przesądu, mówiącego, iż „jakie są pierwsze dwa tygodnie roku, taki będzie też on cały”.

Zatem – jeśli wkroczysz w nowy rok ściągając długi, to przez cały rok będziesz miał problemy z przychodzącymi płatnościami. Jeśli natomiast otrzymasz w tym okresie pieniądze – nawet małą kwotę – bez upominania się o nie, to przez cały rok w domu Twym zapanuje dobrobyt. Dlatego też w ostatnich dwóch-trzech latach pojawiła się nowa, nieformalna tradycja wysyłania niewielkich kwot pieniędzy najbliższym krewnym i znajomym przez bankowość elektroniczną!

Dobrobyt i szczęście są zatem sprawami, do których Wietnamczycy przywiązują niesamowitą wagę. Znajduje to również odzwierciedlenie w innym, praktykowanym powszechnie w całym kraju, zwyczajem: nie zamiata się w domu podłogi w stronę drzwi wyjściowych przez pierwsze trzy dni Nowego Roku, gdyż razem z kurzem i okruszkami wymiata się wtedy z domu pomyślność i pożądany dobrobyt.

Wyroki wyroczni

A jeśli chcesz mieć pewność, co przyniesie Ci nowy rok, możesz zawsze skonsultować się z wyrocznią, z czym nie omieszkali zapoznać mnie wietnamscy przyjaciele. Udaliśmy się w tym celu do specjalnej świątyni, której jedna strona jest czysto buddyjska, druga zaś, to zupełnie inny świat – uniwersum wietnamskich wierzeń ludowych. Stoi tam posąg Ducha Wiedzy, przed którym musiałem uklęknąć i przedstawić się siedzącemu obok mnichowi. Wygłosił on wtedy inkantację, w której przedstawił mnie Duchowi oraz poprosił go o możliwość zajrzenia w przyszłość. Następnie podał mi pudło z patyczkami, na których zapisane były numery i nakazał wylosować jeden z nich. Spojrzawszy na wybrany przeze mnie numer, wyjął ze skrzyni pełnej złożonych kartek papieru jeden arkusz i podał mi. Były tam zapisane rady i przewidywania, dotyczące mojego życia uczuciowego, kariery, zdrowia oraz wielu innych aspektów życia.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, iż przewidywania te w moim przypadku sprawdziły się w około 70%!

Ostatnim, lecz jednocześnie jednym z ważniejszych zjawisk noworocznych, które zaskoczyły mnie w Wietnamie jest masowe przemieszczanie jego obywateli, które rozpoczyna się na około dwa tygodnie przed Nowym Rokiem, a kończy się około 10 dnia księżycowego stycznia. Około 30% ludności tego prawie stumilionowego kraju wraca w tym okresie do swoich miast i wsi rodzinnych, zmniejszając tym samym dostępność biletów lotniczych, kolejowych i autokarowych, czasem nawet do zera! Ceny przelotów i przejazdów w tym czasie wzrastają. Koleje Wietnamskie uruchamiają wtedy też dodatkową klasę miejsc w wagonach – tak zwane „krzesła dodatkowe”, czyli małe plastikowe stołki dostawione w przejściach. Dwukrotnie miałem „przyjemność” podróżowania z Sajgonu do Hanoi na takich miejscach, raz – pociągiem szybkobieżnym, którego przejazd trwał 30 godzin, drugi – niestety pociągiem zwyczajnym, jadącym 44 godziny!

Spiralne kadzidełko Wietnam
Ozdobne arbuzy na Tet
Nieprzerwany strumień wrażeń

Tet to w Wietnamie czas, zapewniający nieprzerwany strumień wrażeń, obserwacji i przeżyć z obu krańców skali przyjemności.

Dawniej w formie 2-tygodniowego okresu uczt, spotkań i relaksu, obecnie, pod wpływem krytyki samych Wietnamczyków, sukcesywnie skracany – w 2021 roku będziemy mieć tutaj jedynie 7 dni urzędowo wolnych od pracy. Czasy się zmieniają, a tutejsi mieszkańcy, skupieni na rozwijaniu swoich biznesów, chcący zarabiać jak najwięcej pieniędzy, nie patrzą już na długie okresy słodkiego nicnierobienia tak przychylnym okiem, jak kiedyś. W większych miastach od kilku lat dostrzec można kartki, wywieszane przy wejściach do knajp i sklepów, ogłaszające, że „biznes działać będzie normalnie przez cały Tết”. Oczywiście, właściciele takich przybytków słono liczą sobie za fakt, iż pracują podczas świąt, dlatego też ich towary oraz potrawy przez nich podawane są wtedy sprzedawane po „stawkach noworocznych”.

Niemniej jednak nadal Wietnamski Nowy Rok jest czasem magicznym, sprawiającym, iż tempo życia znacznie zwalnia, a ludzie – po wstępnej fazie szalonych przygotowań – są dużo bardziej zrelaksowani, uśmiechnięci i przyjaźni.

Podróże po kraju w tym okresie – o ile dobrze zaplanowane z wyprzedzeniem – pozwalają poznać kwintesencję kultury Wietnamczyków, ich relacje rodzinne, wierzenia, tradycje oraz marzenia i nadzieje. Po 10-krotnym doświadczeniu tego święta na własnej skórze mogę zaświadczyć, iż warto wziąć w nim udział przynajmniej raz. Można się dzięki temu dowiedzieć bardzo wielu rzeczy nie tylko o Wietnamie, lecz także o sobie samym.

A zatem, jak to powiedziała dawno, dawno temu Pani Hanh, lektorka na Uniwersytecie Hanoi: „Tết Nguyên Đán już wkrótce, zaplanujcie sobie...”!

Adrian Hai Phong Zagrodzki

Bardziej wietnamski niż najstarsi Wietnamczycy, zgrabnie przeprowadzi Cię przez świat wietnamskich zwyczajów noworocznych i nie tylko!

Artykuł ukazał się w styczniowym (1/2021) numerze „Pilipili Travel Buddy” – nowym na polskim rynku miesięczniku o pasji do podróżowania.

Masz ochotę na więcej? Zobacz nasze wycieczki po Azij!