Targowanie kojarzy nam się głównie z gwarnymi sukami w krajach arabskich. Tam to, czego tylko dotkniemy, natychmiast uznawane jest za sprzedane – taka zasada. Sprzedawcy są nachalni, nieustępliwi, mówią we wszystkich językach świata, a sztukę targowania się wyssali chyba z mlekiem matki. Nie każdy wie, że ceny często trzeba negocjować także w kraju o zupełnie innej kulturze niż arabska, położonym kilka tysięcy kilometrów dalej – w pięknej Tajlandii. No właśnie, a jak to wygląda tutaj? Czy musimy targować się w każdym sklepie? Czy sprzedawcy są natarczywi, niemili, obrażają się?